Dystans do własnej osoby to ogromna siła. Życie nie
zostało zaprojektowane tak, aby było idealne, a poznawanie rzeczywistości
polega na doświadczaniu różnych przeżyć. Ważne, aby iść przez nie pewnym
krokiem, własnymi ścieżkami i w ulubionym rytmie. Czyli dokładnie tak, jak
bohaterka kolejnej odsłony cyklu #kobiecyelement.
Zapraszamy do lektury wywiadu z Mery Spolsky –
niezwykle barwną postacią, która wymyka się wszelkim definicjom. Pisze teksty,
śpiewa, projektuje ubrania. Słynie z niebanalnego poczucia humoru i dystansu do siebie, a
jej znakiem rozpoznawczym jest mocny głos… oraz czarne jak smoła brwi.
Przeczytajcie wywiad, w którym opowiada o wydaniu płyty, oswajaniu samotności i
wyznaczaniu własnych kanonów piękna.
Pozwól, że zaczniemy od tego, co
najbardziej nas ciekawi – Mery Spolsky, jak powstał Twój
pseudonim artystyczny? To oczko puszczone do odbiorcy, stylowy ponglish i
autoironia?
Mam na imię Marysia i w domu mówiono na mnie od zawsze Mery. „Spolsky”
ma podkreślić, że jestem z Polski, lubię
pisać piosenki po polsku, ale ironicznie wychodzę jedną nogą za granicę i
amerykanizuję swoje nazwisko. Wszystko w ramach żartu. Moje prawdziwe nazwisko
brzmi inaczej, ale nie chcę go łączyć z moją działalnością artystyczną i nie
przepadam za sytuacjami, kiedy ktoś je przytacza.
Twoja
płyta „Miło Było Pana
Poznać” to prawdziwy mix różnych gatunków muzycznych, widać w niej wiele naprawdę dobrych,
kultowych inspiracji muzycznych. Republika, Nosowska, retro synth pop, garść
surrealizmu i kilka kropli soku z żuka – co jeszcze Cię inspiruje?
Dziękuję!
Inspiracją do płyty „Miło Było Pana Poznać” były brzmienia a la lata 80-te,
czyli np. płyta „Psychotropical Berlin” zespołu La Femme lub wyżej wymieniona
Republika. Dużo słuchałam też Stromae, który ma dość kiczowate brzmienia, co
bardzo mnie kręci. W słuchawkach rozbrzmiewało też Die Antwoord oraz rap, w
szczególności Eve i Nelly. Myślę, że te ostatnie pozycje wyzwoliły we mnie
potrzebę bawienia się w rapowanie, choć raper ze mnie miałki very much.
Lubisz
łączyć różne gatunku muzyczne, przeplatać konwencje, zaskakiwać niecodziennymi
zestawieniami i dobitną puentą. Są jakieś gatunki muzyczne, w których się nie odnajdujesz i nigdy
nie usłyszmy Cię w takim wydaniu?
Ciężko mi jest sobie wyobrazić, że wykonuję metal albo reggae. Nie
przepadam również za zbyt aktorską i musicalową piosenką, choć wiem, że jestem
kojarzona z tym nurtem. Na pewno ciągnie mnie do muzyki rockowej i myślę, że
moja kurząca się na strychu kurtka skórzana jeszcze przeżyje swoje odrodzenie.
YEAH!
Twoja twórczość wymyka się ogólnie przyjętym definicjom, jesteś
zjawiskiem, które trudno
jednoznacznie zaklasyfikować. Jak chcesz być postrzegana przez odbiorców? Mery Spolsky to tekściarka,
performerka, artystka, piosenkarka czy…?
To chyba komplement, bardzo mi miło! Moją aspiracją jest bycie przede
wszystkim tekściarką. Być może wzięło się to stąd, że moja Mama pisała
niezliczoną ilość wierszy i w domu zawsze był nacisk na słowo. Dziadek napisał
kilka książek, a drugi wydaje tomiki ze swoją poezją. Do piosenkarki jest mi
chyba najdalej, bo ja na swoich koncertach nie wykonuje popisów wokalnych.
Skupiam się raczej na przekazie, performensie i wizualnych uciechach w postaci
grafik, gitary w pasky i stroju spolsky.
Co takiego
ma w sobie połączenie bieli i czerni, że uczyniłaś je swoim znakiem
rozpoznawczym?
Jak to co?! Połączenie bieli i czerni daje PASKI! A tak na serio to
biały i czarny tworzą duży kontrast wizualny, ale też emocjonalny. Czarny
wyraża wszystkie mroczne i smutne przemyślenia, a biały je łagodzi i rozjaśnia.
Tak samo działają moje teksty: przekleństwa i ironia są okraszone czarnym
humorem, a infantylne rymy działają niczym biały kolor. Poza tym ja od zawsze
ubierałam się na czarno-biało. Co poradzić!
Branża
muzyczna to specyficzne środowisko, które narzuca pewną presję. Wyznacza kanony zachowań i
wyglądu, którym trudno
się oprzeć. Jak w tym wszystkim pozostać sobą?
Trzeba włożyć buty na wysokich koturnach i przyodziać leggins w pasky.
Wtedy wyznacza się swoje własne kanony zachowania i wyglądu. AUU!
Autoironia
to ewidentnie Twoja mocna strona. Zawsze powtarzamy, że mocny charakter musi
iść w parze z mocnymi brwiami. Ty o swoich śpiewasz w „Imperium moich czarnych
brwi”, w którym genialnie bawisz się słowem i
udowadniasz ogromny dystans do własnej osoby. Akceptujesz siebie w 100%?
Są dni, kiedy chciałabym urwać sobie nogi i doczepić inne albo zamiast
prostych posiadać kręcone włosy. Kłamstwem więc by było, gdybym przyznała, że
akceptuję siebie w 100%. Jednak tekst, który napisałam do „Imperium Moich
Czarnych Brwi” przypomina mi, że w każdej wadzie można znaleźć atut. Marszczę
więc brwi i idę do przodu!
Twoja
płyta naprawdę dużo mówi o Tobie, serwujesz odbiorcy
wielowymiarową wycieczkę do świata
synth popowych dźwięków i
niejednoznacznych emocji. Również
trudnych, takich jak poczucie samotności i braku. Czy masz swój własny przepis na oswajanie
samotności? Czego najbardziej brakuje Ci w życiu?
„Brak,
brak, brak, brak mi doskwiera, brak ogólny, brak mi dobrych ludzi tu”.
Najbardziej brakuje mi mojej Mamy, która w projekcie Mery Spolsky tworzyła
grafiki i była głównym inicjatorem stworzenia kolekcji SzaFy Mery Spolsky. Ta
piosenka o braku to ukłon w stronę mojej Mamy Ewy. W innych utworach również
puszczam jej oko.
Twierdzisz,
że kobieta lubi zakochać się w chamie – jak myślisz, dlaczego? Przecież na dłuższą metę życie z chamem to
koszmar!
Dlatego ostatecznie wybiera się porządnego dżentelmena, ale żeby się na
niego zdecydować trzeba wpierw dostać srogą dawkę bezpardonowego i chamskiego
pana, którego miło było poznać.
Jesteśmy
zdania, że kobieta szczęśliwa i zadbana wewnętrznie promieniuje naturalnym
pięknem. To, że Mery Spolsky dobrze czuje się w swojej skórze, widać z kilometra. A jak dba
o swoje czarne brwi i nieopalone ciało?
Nieopalone ciało smaży we Francji, gdzie wyjątkowo miło się pisze
piosenki, a brwiom pozwala żyć własnym życiem. Zgodzę się ze stwierdzeniem, że
jeśli głowa się dobrze czuje, to i ciało staje się bardziej wygodne. Lubię mu
dawać czasem wycisk w postaci biegania i siłowni. Jestem wyjątkowym ignorantem,
jeśli chodzi o zabiegi kosmetyczne.
Na koniec
zdradź nam swój ulubiony
trik kosmetyczny.
Zakochałam się ostatnio w rozświetlaczu i rozświetlam nim wszystko, co
się da. Samopoczucie też. Zrezygnowałam z mocnego makijażu i nawet czerwone
usta ostatnio rzadko goszczą na moich koncertach.
Dziękujemy za rozmowę!
Przydatne linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz