Czy Nowa Huta jest kobietą, a kosmonautki są wśród nas? Za co
pokochać można Londyn, a przestać lubić Instagram? Dlaczego odkrywanie jest
bardziej ekscytujące niż odkrycie? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi
znajdziecie w rozmowie z kolejną bohaterką akcji _Kobiecy Element.
Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Moniką „Mmuffin” Piszczek, krakowską
ilustratorką i autorką naszej kosmonautki, która stała się „twarzą”
_Kobiecego Elementu.
Moniko, tworzysz i
podpisujesz swoje prace pod pseudonimem - Mmuffin. Co on oznacza? Kim jest
Mmuffin?
Dawno, dawno temu w odległej przeszłości, znajomi w szkole nazywali
mnie Muffinem. To było w szkole - w Irlandii, gdzie mieszkałam przez jakiś czas
z rodzicami. Czułam się tam bardzo samotna. Słodkie muffinki były dla mnie
czymś nowym i totalnie się od nich uzależniłam. Miałam nawet swój cotygodniowy
rytuał jedzenia czekoladowych babeczek. Gdy teraz o tym myślę, trochę chcę mi
się śmiać, bo w tym momencie nie jestem wielką fanką słodyczy, ale wtedy ten
muffinek, raz w tygodniu był dla mnie spełnieniem życia. Parę lat później, nowi
znajomi wciąż się ze mnie śmiali, że jestem słodka jak muffinka i już tak zostało
- dostałam ksywę Muffin.
W pewnym momencie – jako polska artystka działająca zagranicą
- bardzo potrzebowałam znaleźć pseudonim, żebym nie musiała zawsze literować
swojego nazwiska i nie kojarzyła się z naszym znanym polskim piłkarzem.
Wybrałam więc Monique Muffin, które później przekształciłam na Miss Muffin i od
paru lat nie mogę się od tego uwolnić. A w pracy jestem McMuffinem. Można
powiedzieć , że to moje artystyczne alter ego. Na co dzień jestem Moniką –
córką, siostrą, narzeczoną i ciocią. W chwili gdy zamykam się w swoim świecie
sztuki, to już staje się kimś zupełnie innym.
Spotykamy się w
Krakowie przy okazji otwarcia Twojej wystawy zatytułowanej „Nowa Huta kobietą” wnowohuckim klubie Kombinator. W prezentowanych tam pracach przewija się
właściwie jeden temat: nowohucka kobieta. Skąd taki pomysł? Dlaczego właśnie
kobieta z Nowej Huty jest dla Ciebie taka ważna?
Jacka Dargiewicza, który jest właścicielem Klubu Kombinator,
znam już parę lat i miałam możliwość współpracy z nim w przeszłości. Od
początku marzyłam o zorganizowaniu wystawy w tym miejscu, bo spędzałam tam dużo
czasu ze znajomymi, a paru z nich nawet tam pracowało. Byłam zauroczona
charakterem tego miejsca i faktem, że gdzieś pomiędzy blokami mogło powstać coś
tak cudownego. Niestety wtedy jeszcze nie czułam się na siłach, by zaprezentować
swoje prace. Bałam się krytyki i czułam,
że nie jestem wystarczająco dobra. Na początku 2018 rozmawiałam z Jackiem i
poprosiłam go w końcu o możliwość zorganizowaniu wystawy w Kombinatorze. Bardzo
chciałam być częścią kultury, w miejscy w którym się wychowywałam i jest mi
bliskie. To on wpadł na pomysł, by zorganizować wystawę jako inaugurację do
obchodów 70-lecia powstania Nowej Huty i od razu pomyślałam, że warto skupić
się głównie na kobiecie.
Jestem kobietą i kocham rysować kobiety, więc wiedziałam, że
będę czuć się dobrze w tym temacie. Zdaję sobie sprawę, że choć w dzisiejszych
czasach łatwiej jest być kobietą, to jeszcze daleko nam do kompletnej wolności.
Zdecydowałam, że to jest dobry moment, aby za pośrednictwem moich prac
opowiedzieć o wolności kobiet. Jako kobiety czujemy niezwykłą presję, by dobrze
wyglądać, a przecież wygląd nie pokazuje tego, co mamy w sobie. Dlatego tak
bardzo inspirują mnie kobiety, które ciężko pracowały i budowały Nową Hutę w
Krakowie i tworzyły jej społeczność. Zresztą jedną z nich była moja prababka.
Na początku chciałam pokazać głównie kobiety przy pracy i
skupić się na znanych nowohuciankach, takich jak np. Marta Ingarden, która wraz
z mężem zaprojektowała ten piękny układ urbanistyczny Nowej Huty oraz
poszczególne budynki. Skontaktowałam się wtedy z Maciejem Miezianem - historykiem,
który specjalizuje się w historii Nowej Huty i to on podsunął mi pomysł, by
przedstawić kompletnie różne kobiety, które tworzyły tę dzielnicę, bo przecież
cała Nowa Huta była zlepkiem różnorodnych kultur i tradycji. Mieszkańcy NH
wywodzili się z różnych części Polski, a nawet krajów. Zrezygnowałam więc z
gloryfikacji nazwisk oraz postaci i
postanowiłam, że skupię się na wyobrażeniu, jak mogłaby wyglądać Nowa Huta,
gdyby była kobietą. Przeczytałam parę książek i obejrzałam film pt. „Zagubione
uczucia” z 1957 roku, który zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Przez całe życie, mieszkając w Hucie nie wiedziałam, że w
ogóle powstał taki film. Zagłębiając się w historię powstawania tej dzielnicy
okazało się, że jest wiele faktów, o których mało z nas wie, jak np. że w
miejscu dzisiejszego Muzeum PRL był podobóz żydowski dla kobiet albo, że
Cyganki stanowiły dużą część robotnic odpowiedzialnych za prace budowlane.
Początkowo chciałam pokazać te społeczności, ale ostatecznie skupiłam się na
Nowej Hucie jako kobiecie. Według mnie Nowa Huta to kobieta bardzo ciężko
pracująca, przodowniczka pracy, wychowująca kilkoro dzieci, stojąca godzinami w
kolejkach po chleb, protestująca pod pomnikiem Lenina - prawdziwa buntowniczka.
Kobieta niezależna, która wie czego chce i walczy o lepsze jutro dla swoich
dzieci. Chciałabym, by ta wystawa stała się pretekstem do rozmów i większej
solidarności wśród kobiet. By zrozumiały, jak bardzo były ważne dla historii
tej dzielnicy i miały świadomość, że bez nich nie byłoby tego miejsca. To także
czas, by zaczęły myśleć także o sobie, a nie stawiały się na drugim, trzecim
czy dziesiątym miejscu.
Life is art, czyli
"Życie to sztuka" - to motto, które pojawia się na Twojej stronie. Co
te słowa tak naprawdę dla Ciebie znaczą? Jak mamy je rozumieć? Żyjesz, jak
paryscy awangardziści w XX wieku, prawdziwi ekscentrycy, którzy całymi nocami
przesiadywali w zadymionych knajpkach, racząc się mocnymi trunkami i dyskutowali
o sztuce? A może właśnie trochę przewrotnie, że życie wcale nie jest takie
proste i przyjemne jak nam się wydaje?
„Życie to sztuka” to motto, które mi przypomina, że świat
jest piękny, a nasze życie staje się lepsze, gdy odnajdziemy już to, w czym
możemy się realizować. Dla mnie to sztuka. Swoje życie możemy sami kształtować,
tak jak artysta maluje obraz. W sztuce nie ma ograniczeń, tak samo jak w życiu.
Samo poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, do czego zostaliśmy
stworzeni jest ekscytujące. Mnie wiele rzeczy zachwyca. Osobiście jestem introwertyczką,
która uwielbia sama zamykać się w pracowni na parę godzin i pracować nad swoim
wnętrzem, ale mam też okresy, gdy baluję i chodzę co tydzień do galerii.
Pochodzisz z Krakowa,
ale na co dzień żyjesz i tworzysz w Londynie. Lubisz to miasto?
Londyn to olbrzymie miasto i z pewnością nie każdy się w nim
będzie dobrze czuć. Na początku byłam zachwycona mieszkaniem w Londynie, ale po
pewnym czasie zaczęła mnie przytłaczać ta ogromna ilość osób i bodźców, które mnie na co dzień otaczają.
Choć już przyzwyczaiłam się do tego to wiem też, że kiedyś na pewno wrócę do
domu, bo coraz bardziej tęsknie za rodziną. Pochodzę z Krakowa, gdzie jest
wszędzie blisko i żyje się wolno. W Londynie wszyscy są zajęci i wręcz biegną,
nie ma czasu na cotygodniowe spotkania ze znajomymi czy codzienne gotowanie w
domu. Podróżowanie ściśniętym w metrze czy pociągu to standard, a przy tym
ludzie są dość zamknięci. To miasto jest męczące, ale też pełne niespodzianek i
cudownych wydarzeń. Kocham Londyn za możliwość rozwoju, poznawanie różnorodnych
osób, tanie podróże za granicę i do domu. Kocham to miasto za tanie książki i
antyki, pełno ciekawych wydarzeń, duży rynek pracy i kulturę pub’ową. Uwielbiam
swoją pracę, a pracuję z fajnymi ludźmi, dzięki czemu czuję się doceniana i
spełniona. W tym wielkim mieście nauczyłam się dystansu do siebie i świata,
znalazłam tu swój balans i spokój. Bycie obcokrajowcem nie jest najłatwiejsze,
ale to też motywacja by przeć do przodu i uczyć się nowych rzeczy. Bariery
istnieją tylko w naszych głowach.
Pracujesz dla dwóch
popularnych brytyjskich mediów. Czym różni się praca ilustratorki i
projektantki w Wielkiej Brytanii od Polski?
W Polsce nie pracowałam w mojej branży zbyt długo, więc
ciężko mi się porównać te dwa światy. Na pewno rynek pracy w Wielkiej Brytanii
jest ogromny i w moim zawodzie jest mi o wiele łatwiej znaleźć interesującą
pracę tu niż w Polsce. W tym momencie pracuję dla gazety The Sun i ciężko byłoby
mi z niej zrezygnować, bo jest mi tu dobrze. Ilustracje dla Metro wykonuję w
domu, w weekendy i wieczory pracuję nad swoimi indywidualnymi rzeczami. Różnica
zarobków jest ogromna - także ze względu na walutę, ale sądzę, że jest
adekwatna do życia w Londynie. Widzę, że Polski rynek też rośnie w siłę i wierzę,
że kiedyś w przyszłości tu wrócę i
otworzę w Krakowie swoją własną działalność.
Często sięgasz po
wyraziste, mocne kolory. W Twoich pracach można doszukać się sporo motywów
humorystycznych i ironii. A z drugiej strony pojawiają się w nich tematy czy
właściwie problemy bardzo poważne. Myślisz, że musimy mówić o tym, co w nas
siedzi pół żartem pół serio, żeby ktokolwiek nas chciał wysłuchać?
Mam różne okresy, jak Picasso. Na studiach byłam skupiona na
realizmie, chociaż cały czas miałam pociąg do abstrakcji i surrealizmu. Później
rysowałam tylko czarno-białe portrety markerami i cienkopisami. Następnie
przechodziłam przez erę koloru, nie mogłam się od nich odgonić, ale moje prace
były dalej bardzo linearne. Po tym bawiłam się markerami i farbami. Niedawno
znowu wróciłam do linearnych, geometrycznych kształtów, by po paru miesiącach
uciec znów do koloru, ale już używając głównie komputera, a nie pisaków. Sztuka
jest nieskończonym placem zabaw. Bawię się na nim już wiele lat i ciągle mi
mało. Kiedyś były to proste rzeczy, teraz uważam, że mam już coś do przekazania
i mogę też eksperymentować z tematem. Pracuję nad tym, by moje prace były bardziej
konceptualne i pokazać to, co mi siedzi w głowie. Jestem osobą, która traktuje
życie pół żartem, pół serio, więc możliwe, że jest to widoczne też w moich
pracach J Lubię ironię. Jednocześnie,
studiując psychologię zauważyłam, że jest wiele problemów w naszym
społeczeństwie, o których trzeba mówić i z nimi walczyć, więc nad tym też
powoli pracuję.
Żyjemy w rzeczywistości
opanowanej przez social media i instagramowy kult piękna, doskonałości czy
wspaniałego życia. Jak się w niej odnajdujesz?
Dotyka mnie trochę to w jakich czasach żyjemy i jak szybko
social media opanowują świat. Nie uważam, że idzie to wszystko w dobrą stronę,
gdy wchodzę na Instagram, a tam połowa dziewczyn wygląda tak samo. Internet
jest bardzo dobrym narzędziem i na pewno ułatwia nam wiele rzeczy, jednak jeśli
chodzi o ciągłą gloryfikację wyglądu na Instagramie, to nie jestem tego
zwolenniczką. Mam dni, gdy czuję, że ładnie wyglądam i strzelę sobie foteczkę,
nie uważam to za nic złego. Lubię też oglądać buźki moich znajomych i
pozytywnych ludzi. Podoba mi się, gdy inni ludzie motywują innych. Jednak, gdy
ktoś się w tym zatraca i ta miłość do siebie zaczyna być głęboko narcystyczna
to jest już bardzo niezdrowe i nie uważam kogoś takiego za wzór do naśladowania
czy jakiś autorytet. Smutne jest też to, że dużo kobiet też zmienia swoje
twarze, usta, ciało po to tylko, by wpasować się w określony kanon piękna i
staje się przykładem dla nastoletnich dziewczyn, które dorastają w przekonaniu,
że muszą właśnie tak wyglądać. Żyją tym, by znaleźć jak najlepszy kąt to
zdjęcia. Przecież każda z nas jest piękna! Fajnie, gdy ktoś naprawdę ma pasję i
robi coś dla siebie, trochę się tym chwali, bo wszyscy lubimy oglądać i
interesować się tym, co robią inni ludzie - tym bardziej nasi znajomi. Fajnie,
gdy ktoś pokazuje swoje normalne, codzienne życie, dzieli się ważnymi momentami
w życiu, powiększeniem rodziny czy ślubem. Fajnie, gdy ktoś jest kreatywny i o
tym opowiada w mediach społecznościowych. Fajnie, gdy ktoś jest ładny. Fajnie,
gdy ktoś udostępnia zdjęcia z podróży. Nie jestem hejterem.
Natomiast niefajne
wydaje mi się, gdy żyjesz tylko w tym świecie, a nie w rzeczywistości. Granica
pomiędzy światem realnym, a internetowym trochę się zaciera i mam nadzieję, że
prędzej czy później coraz więcej ludzi sobie to uświadomi, a młode pokolenie
nie będzie kierować się tylko wyglądem lecz głową. Osobiście, mogę powiedzieć,
że był czas, gdy bardzo byłam uzależniona od social mediów i trochę mnie to
dołowało, nie dawało spokoju. Na szczęście w porę się obudziłam i teraz jest on
dla mnie doskonałym narzędziem, by promować swoją twórczość i zdrowo inspirować
się życiem i twórczością innych.
Jesteś autorką
ilustracji kobiety-kosmonautki, odkrywczyni, która stała się twarzą naszej akcji
#KobiecyElement. Przedstawiamy w niej sylwetki kobiet, które inspirują innych,
są bardzo różne, ale walczą i robią swoje. Myślisz, że takie inicjatywy są
ważne, potrzebne?
Jak najbardziej! Gdy uczymy się historii, słyszymy głównie o
osiągnięciach mężczyzn, często też to właśnie mężczyźni są na wysokich
stanowiskach, blokując drogę zawodowego rozwoju kobietom. Byłyśmy utwierdzane w
przekonaniu, że kobiety mają być kulturalne i piękne, rodzić dzieci i słuchać
mężczyzn, a troszczyć się przede wszystkim o innych, nie o siebie. Pierwszy
człowiek w kosmosie był mężczyzną. Najbardziej wpływowi politycy byli
mężczyznami. Większość monarchów panujących było królami. Naukowcy, odkrywcy,
papieże = mężczyźni. Powoli, powoli zaczęło się to zmieniać, ale myślę, że
trochę to potrwa. Uważam, że warto walczyć o kobiety i widzę, że stajemy się
coraz odważniejsze i mocniejsze. Buntujemy się, chcemy pokazać, że też
potrafimy ciężko pracować i być ambitne. Wychodzimy na ulicę, gdy ktoś mówi
nam, że ma prawo decydować o naszym własnym ciele. Bardzo bym chciała, by
kobiety mimo swojego piękna, nie były postrzegane głównie jako obiekt
seksualny, materiał do reprodukcji. Przecież my jesteśmy naprawdę silne! Natura
stworzyła nas by być silnymi, a sam poród to nie błahostka. Znam wiele kobiet,
które mają tysiąc rzeczy do ogarnięcia i radzą sobie świetnie. Akcja
inspirowania kobiet jest bardzo potrzebna i zdecydowanie powinno być ich
więcej. Kosmonautka jest idealną metaforą tego, do czego dążymy my współczesne
kobiety. Idźmy z duchem czasu i otwórzmy się na nową epokę, w której wszyscy
będziemy równi.
Czy współcześnie coraz
więcej kobiet już się stało takimi dziewczynami z kosmosu?
Tak! Walczymy o swoje prawa i pięknie się to ogląda. Coraz
więcej kobiet zabiera głos i walczy o lepsze jutro. Może kiedyś nawet ta „baba
za kółkiem” stanie się po prostu kobietą prowadzącą samochód.
Ostatnio zaangażowałaś
się w projekt „Na Szpilkach”, który współtworzysz z paroma dziewczynami.
Opowiedz nam o nim więcej.
W ubiegłym roku zaczęłam studiować psychologię razem z cudownymi
pięcioma kobietkami. Większość z nas mieszka za granicą, spotykamy się na
studenckich zjazdach. Dobrałyśmy się w grupę na kursie „Metody radzenia sobie
ze stresem”. Dostałyśmy za zadanie, by stworzyć projekt powiązany z tematem
przedmiotu. Jedna z nas wyszła z tematem zakrzywiania obrazu kobiet w mediach społecznościach
i wszystkie stwierdziłyśmy, że ten problem jest nas dotyczy i trzeba z tym
walczyć. „Na Szpilkach” to strona, na łamach której dzielimy się swoimi doświadczeniami,
udostępniamy ciekawe artykuły i pokazujemy, że nie jest warto gonić za
wyidealizowanym obrazem siebie, warto być sobą na 100%. To media generują stres
i kompleksy. Zacytuję główną ideę, którą się kierujemy tworząc ten projekt: „moje
piękno jest w uśmiechu i łzach. W moim zmęczeniu i energii którą czerpię z
pasji, rodziny i przyjaciół. Uczę się akceptować własne słabości i cieszyć się
małymi rzeczami, którymi przepełniona jest moja codzienność”. Dorastamy z
kompleksami nie dlatego, że nie jesteśmy idealne. To ktoś wymyślił dla nas kanon
do którego mamy się przystosowywać. Nie musimy być idealne, mamy prawo być kim
chcemy. Mam nadzieję, że nasz projekt pomoże chociaż paru kobietom i nie skończy
się tylko na zaliczeniu przedmiotu. Cieszę się, że spotkałam dziewczyny, które
widzą to co ja. Chcemy by każda kobieta wiedziała, że razem możemy stworzyć
lepszą przyszłość i nie chodzić jak „na szpilkach” z ciągłą troską o swój
wygląd.
To już taka nasza mała
tradycja, ale ostatnie pytanie zawsze dotyczy ulubionego triku pielęgnacyjnego.
Masz jakiś swój sposób prywatny kosme-trik?
Ostatnio mam fioła na punkcie naturalnych kosmetyków i taką
nowością, którą używam i z której jestem zadowolona, to olejek z planktonu
konika morskiego. Doskonale nawilża, i stosuję go zarówno do spania jak i przed
makijażem.
Dziękujemy za rozmowę!
Przydatne linki: Strona internetowa // Mmuffin na FB // @mmuffn na Instagramie