stycznia 04, 2019

Kiedy baba za kółkiem stanie się kobietą? Rozmowa z Moniką "Mmuffin" Piszczek

Kiedy baba za kółkiem stanie się kobietą? Rozmowa z Moniką "Mmuffin" Piszczek
Czy Nowa Huta jest kobietą, a kosmonautki są wśród nas? Za co pokochać można Londyn, a przestać lubić Instagram? Dlaczego odkrywanie jest bardziej ekscytujące niż odkrycie? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi znajdziecie w rozmowie z kolejną bohaterką akcji _Kobiecy Element. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Moniką „Mmuffin” Piszczek, krakowską ilustratorką i autorką naszej kosmonautki, która stała się „twarzą” _Kobiecego Elementu.




Moniko, tworzysz i podpisujesz swoje prace pod pseudonimem - Mmuffin. Co on oznacza? Kim jest Mmuffin?

Dawno, dawno temu w odległej przeszłości, znajomi w szkole nazywali mnie Muffinem. To było w szkole - w Irlandii, gdzie mieszkałam przez jakiś czas z rodzicami. Czułam się tam bardzo samotna. Słodkie muffinki były dla mnie czymś nowym i totalnie się od nich uzależniłam. Miałam nawet swój cotygodniowy rytuał jedzenia czekoladowych babeczek. Gdy teraz o tym myślę, trochę chcę mi się śmiać, bo w tym momencie nie jestem wielką fanką słodyczy, ale wtedy ten muffinek, raz w tygodniu był dla mnie spełnieniem życia. Parę lat później, nowi znajomi wciąż się ze mnie śmiali, że jestem słodka jak muffinka i już tak zostało - dostałam ksywę Muffin.


W pewnym momencie – jako polska artystka działająca zagranicą - bardzo potrzebowałam znaleźć pseudonim, żebym nie musiała zawsze literować swojego nazwiska i nie kojarzyła się z naszym znanym polskim piłkarzem. Wybrałam więc Monique Muffin, które później przekształciłam na Miss Muffin i od paru lat nie mogę się od tego uwolnić. A w pracy jestem McMuffinem. Można powiedzieć , że to moje artystyczne alter ego. Na co dzień jestem Moniką – córką, siostrą, narzeczoną i ciocią. W chwili gdy zamykam się w swoim świecie sztuki, to już staje się kimś zupełnie innym.

Spotykamy się w Krakowie przy okazji otwarcia Twojej wystawy zatytułowanej „Nowa Huta kobietą” wnowohuckim klubie Kombinator. W prezentowanych tam pracach przewija się właściwie jeden temat: nowohucka kobieta. Skąd taki pomysł? Dlaczego właśnie kobieta z Nowej Huty jest dla Ciebie taka ważna?

Jacka Dargiewicza, który jest właścicielem Klubu Kombinator, znam już parę lat i miałam możliwość współpracy z nim w przeszłości. Od początku marzyłam o zorganizowaniu wystawy w tym miejscu, bo spędzałam tam dużo czasu ze znajomymi, a paru z nich nawet tam pracowało. Byłam zauroczona charakterem tego miejsca i faktem, że gdzieś pomiędzy blokami mogło powstać coś tak cudownego. Niestety wtedy jeszcze nie czułam się na siłach, by zaprezentować swoje prace.  Bałam się krytyki i czułam, że nie jestem wystarczająco dobra. Na początku 2018 rozmawiałam z Jackiem i poprosiłam go w końcu o możliwość zorganizowaniu wystawy w Kombinatorze. Bardzo chciałam być częścią kultury, w miejscy w którym się wychowywałam i jest mi bliskie. To on wpadł na pomysł, by zorganizować wystawę jako inaugurację do obchodów 70-lecia powstania Nowej Huty i od razu pomyślałam, że warto skupić się głównie na kobiecie.


Jestem kobietą i kocham rysować kobiety, więc wiedziałam, że będę czuć się dobrze w tym temacie. Zdaję sobie sprawę, że choć w dzisiejszych czasach łatwiej jest być kobietą, to jeszcze daleko nam do kompletnej wolności. Zdecydowałam, że to jest dobry moment, aby za pośrednictwem moich prac opowiedzieć o wolności kobiet. Jako kobiety czujemy niezwykłą presję, by dobrze wyglądać, a przecież wygląd nie pokazuje tego, co mamy w sobie. Dlatego tak bardzo inspirują mnie kobiety, które ciężko pracowały i budowały Nową Hutę w Krakowie i tworzyły jej społeczność. Zresztą jedną z nich była moja prababka.

Na początku chciałam pokazać głównie kobiety przy pracy i skupić się na znanych nowohuciankach, takich jak np. Marta Ingarden, która wraz z mężem zaprojektowała ten piękny układ urbanistyczny Nowej Huty oraz poszczególne budynki. Skontaktowałam się wtedy z Maciejem Miezianem - historykiem, który specjalizuje się w historii Nowej Huty i to on podsunął mi pomysł, by przedstawić kompletnie różne kobiety, które tworzyły tę dzielnicę, bo przecież cała Nowa Huta była zlepkiem różnorodnych kultur i tradycji. Mieszkańcy NH wywodzili się z różnych części Polski, a nawet krajów. Zrezygnowałam więc z gloryfikacji nazwisk oraz  postaci i postanowiłam, że skupię się na wyobrażeniu, jak mogłaby wyglądać Nowa Huta, gdyby była kobietą. Przeczytałam parę książek i obejrzałam film pt. „Zagubione uczucia” z 1957 roku, który zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Przez całe życie, mieszkając w Hucie nie wiedziałam, że w ogóle powstał taki film. Zagłębiając się w historię powstawania tej dzielnicy okazało się, że jest wiele faktów, o których mało z nas wie, jak np. że w miejscu dzisiejszego Muzeum PRL był podobóz żydowski dla kobiet albo, że Cyganki stanowiły dużą część robotnic odpowiedzialnych za prace budowlane. Początkowo chciałam pokazać te społeczności, ale ostatecznie skupiłam się na Nowej Hucie jako kobiecie. Według mnie Nowa Huta to kobieta bardzo ciężko pracująca, przodowniczka pracy, wychowująca kilkoro dzieci, stojąca godzinami w kolejkach po chleb, protestująca pod pomnikiem Lenina - prawdziwa buntowniczka. Kobieta niezależna, która wie czego chce i walczy o lepsze jutro dla swoich dzieci. Chciałabym, by ta wystawa stała się pretekstem do rozmów i większej solidarności wśród kobiet. By zrozumiały, jak bardzo były ważne dla historii tej dzielnicy i miały świadomość, że bez nich nie byłoby tego miejsca. To także czas, by zaczęły myśleć także o sobie, a nie stawiały się na drugim, trzecim czy dziesiątym miejscu.

Life is art, czyli "Życie to sztuka" - to motto, które pojawia się na Twojej stronie. Co te słowa tak naprawdę dla Ciebie znaczą? Jak mamy je rozumieć? Żyjesz, jak paryscy awangardziści w XX wieku, prawdziwi ekscentrycy, którzy całymi nocami przesiadywali w zadymionych knajpkach, racząc się mocnymi trunkami i dyskutowali o sztuce? A może właśnie trochę przewrotnie, że życie wcale nie jest takie proste i przyjemne jak nam się wydaje?

„Życie to sztuka” to motto, które mi przypomina, że świat jest piękny, a nasze życie staje się lepsze, gdy odnajdziemy już to, w czym możemy się realizować. Dla mnie to sztuka. Swoje życie możemy sami kształtować, tak jak artysta maluje obraz. W sztuce nie ma ograniczeń, tak samo jak w życiu.
Samo poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, do czego zostaliśmy stworzeni jest ekscytujące. Mnie wiele rzeczy zachwyca. Osobiście jestem introwertyczką, która uwielbia sama zamykać się w pracowni na parę godzin i pracować nad swoim wnętrzem, ale mam też okresy, gdy baluję i chodzę co tydzień do galerii.


Pochodzisz z Krakowa, ale na co dzień żyjesz i tworzysz w Londynie. Lubisz to miasto?

Londyn to olbrzymie miasto i z pewnością nie każdy się w nim będzie dobrze czuć. Na początku byłam zachwycona mieszkaniem w Londynie, ale po pewnym czasie zaczęła mnie przytłaczać ta ogromna  ilość osób i bodźców, które mnie na co dzień otaczają. Choć już przyzwyczaiłam się do tego to wiem też, że kiedyś na pewno wrócę do domu, bo coraz bardziej tęsknie za rodziną. Pochodzę z Krakowa, gdzie jest wszędzie blisko i żyje się wolno. W Londynie wszyscy są zajęci i wręcz biegną, nie ma czasu na cotygodniowe spotkania ze znajomymi czy codzienne gotowanie w domu. Podróżowanie ściśniętym w metrze czy pociągu to standard, a przy tym ludzie są dość zamknięci. To miasto jest męczące, ale też pełne niespodzianek i cudownych wydarzeń. Kocham Londyn za możliwość rozwoju, poznawanie różnorodnych osób, tanie podróże za granicę i do domu. Kocham to miasto za tanie książki i antyki, pełno ciekawych wydarzeń, duży rynek pracy i kulturę pub’ową. Uwielbiam swoją pracę, a pracuję z fajnymi ludźmi, dzięki czemu czuję się doceniana i spełniona. W tym wielkim mieście nauczyłam się dystansu do siebie i świata, znalazłam tu swój balans i spokój. Bycie obcokrajowcem nie jest najłatwiejsze, ale to też motywacja by przeć do przodu i uczyć się nowych rzeczy. Bariery istnieją tylko w naszych głowach.

Pracujesz dla dwóch popularnych brytyjskich mediów. Czym różni się praca ilustratorki i projektantki w Wielkiej Brytanii od Polski?

W Polsce nie pracowałam w mojej branży zbyt długo, więc ciężko mi się porównać te dwa światy. Na pewno rynek pracy w Wielkiej Brytanii jest ogromny i w moim zawodzie jest mi o wiele łatwiej znaleźć interesującą pracę tu niż w Polsce. W tym momencie pracuję dla gazety The Sun i ciężko byłoby mi z niej zrezygnować, bo jest mi tu dobrze. Ilustracje dla Metro wykonuję w domu, w weekendy i wieczory pracuję nad swoimi indywidualnymi rzeczami. Różnica zarobków jest ogromna - także ze względu na walutę, ale sądzę, że jest adekwatna do życia w Londynie. Widzę, że Polski rynek też rośnie w siłę i wierzę, że kiedyś  w przyszłości tu wrócę i otworzę w Krakowie swoją własną działalność.


Często sięgasz po wyraziste, mocne kolory. W Twoich pracach można doszukać się sporo motywów humorystycznych i ironii. A z drugiej strony pojawiają się w nich tematy czy właściwie problemy bardzo poważne. Myślisz, że musimy mówić o tym, co w nas siedzi pół żartem pół serio, żeby ktokolwiek nas chciał wysłuchać?

Mam różne okresy, jak Picasso. Na studiach byłam skupiona na realizmie, chociaż cały czas miałam pociąg do abstrakcji i surrealizmu. Później rysowałam tylko czarno-białe portrety markerami i cienkopisami. Następnie przechodziłam przez erę koloru, nie mogłam się od nich odgonić, ale moje prace były dalej bardzo linearne. Po tym bawiłam się markerami i farbami. Niedawno znowu wróciłam do linearnych, geometrycznych kształtów, by po paru miesiącach uciec znów do koloru, ale już używając głównie komputera, a nie pisaków. Sztuka jest nieskończonym placem zabaw. Bawię się na nim już wiele lat i ciągle mi mało. Kiedyś były to proste rzeczy, teraz uważam, że mam już coś do przekazania i mogę też eksperymentować z tematem. Pracuję nad tym, by moje prace były bardziej konceptualne i pokazać to, co mi siedzi w głowie. Jestem osobą, która traktuje życie pół żartem, pół serio, więc możliwe, że jest to widoczne też w moich pracach J Lubię ironię. Jednocześnie, studiując psychologię zauważyłam, że jest wiele problemów w naszym społeczeństwie, o których trzeba mówić i z nimi walczyć, więc nad tym też powoli pracuję.


Żyjemy w rzeczywistości opanowanej przez social media i instagramowy kult piękna, doskonałości czy wspaniałego życia. Jak się w niej odnajdujesz? 

Dotyka mnie trochę to w jakich czasach żyjemy i jak szybko social media opanowują świat. Nie uważam, że idzie to wszystko w dobrą stronę, gdy wchodzę na Instagram, a tam połowa dziewczyn wygląda tak samo. Internet jest bardzo dobrym narzędziem i na pewno ułatwia nam wiele rzeczy, jednak jeśli chodzi o ciągłą gloryfikację wyglądu na Instagramie, to nie jestem tego zwolenniczką. Mam dni, gdy czuję, że ładnie wyglądam i strzelę sobie foteczkę, nie uważam to za nic złego. Lubię też oglądać buźki moich znajomych i pozytywnych ludzi. Podoba mi się, gdy inni ludzie motywują innych. Jednak, gdy ktoś się w tym zatraca i ta miłość do siebie zaczyna być głęboko narcystyczna to jest już bardzo niezdrowe i nie uważam kogoś takiego za wzór do naśladowania czy jakiś autorytet. Smutne jest też to, że dużo kobiet też zmienia swoje twarze, usta, ciało po to tylko, by wpasować się w określony kanon piękna i staje się przykładem dla nastoletnich dziewczyn, które dorastają w przekonaniu, że muszą właśnie tak wyglądać. Żyją tym, by znaleźć jak najlepszy kąt to zdjęcia. Przecież każda z nas jest piękna! Fajnie, gdy ktoś naprawdę ma pasję i robi coś dla siebie, trochę się tym chwali, bo wszyscy lubimy oglądać i interesować się tym, co robią inni ludzie - tym bardziej nasi znajomi. Fajnie, gdy ktoś pokazuje swoje normalne, codzienne życie, dzieli się ważnymi momentami w życiu, powiększeniem rodziny czy ślubem. Fajnie, gdy ktoś jest kreatywny i o tym opowiada w mediach społecznościowych. Fajnie, gdy ktoś jest ładny. Fajnie, gdy ktoś udostępnia zdjęcia z podróży. Nie jestem hejterem. 


Natomiast niefajne wydaje mi się, gdy żyjesz tylko w tym świecie, a nie w rzeczywistości. Granica pomiędzy światem realnym, a internetowym trochę się zaciera i mam nadzieję, że prędzej czy później coraz więcej ludzi sobie to uświadomi, a młode pokolenie nie będzie kierować się tylko wyglądem lecz głową. Osobiście, mogę powiedzieć, że był czas, gdy bardzo byłam uzależniona od social mediów i trochę mnie to dołowało, nie dawało spokoju. Na szczęście w porę się obudziłam i teraz jest on dla mnie doskonałym narzędziem, by promować swoją twórczość i zdrowo inspirować się życiem i twórczością innych.


Jesteś autorką ilustracji kobiety-kosmonautki, odkrywczyni, która stała się twarzą naszej akcji #KobiecyElement. Przedstawiamy w niej sylwetki kobiet, które inspirują innych, są bardzo różne, ale walczą i robią swoje. Myślisz, że takie inicjatywy są ważne, potrzebne?

Jak najbardziej! Gdy uczymy się historii, słyszymy głównie o osiągnięciach mężczyzn, często też to właśnie mężczyźni są na wysokich stanowiskach, blokując drogę zawodowego rozwoju kobietom. Byłyśmy utwierdzane w przekonaniu, że kobiety mają być  kulturalne i piękne, rodzić dzieci i słuchać mężczyzn, a troszczyć się przede wszystkim o innych, nie o siebie. Pierwszy człowiek w kosmosie był mężczyzną. Najbardziej wpływowi politycy byli mężczyznami. Większość monarchów panujących było królami. Naukowcy, odkrywcy, papieże = mężczyźni. Powoli, powoli zaczęło się to zmieniać, ale myślę, że trochę to potrwa. Uważam, że warto walczyć o kobiety i widzę, że stajemy się coraz odważniejsze i mocniejsze. Buntujemy się, chcemy pokazać, że też potrafimy ciężko pracować i być ambitne. Wychodzimy na ulicę, gdy ktoś mówi nam, że ma prawo decydować o naszym własnym ciele. Bardzo bym chciała, by kobiety mimo swojego piękna, nie były postrzegane głównie jako obiekt seksualny, materiał do reprodukcji. Przecież my jesteśmy naprawdę silne! Natura stworzyła nas by być silnymi, a sam poród to nie błahostka. Znam wiele kobiet, które mają tysiąc rzeczy do ogarnięcia i radzą sobie świetnie. Akcja inspirowania kobiet jest bardzo potrzebna i zdecydowanie powinno być ich więcej. Kosmonautka jest idealną metaforą tego, do czego dążymy my współczesne kobiety. Idźmy z duchem czasu i otwórzmy się na nową epokę, w której wszyscy będziemy równi.


Czy współcześnie coraz więcej kobiet już się stało takimi dziewczynami z kosmosu?

Tak! Walczymy o swoje prawa i pięknie się to ogląda. Coraz więcej kobiet zabiera głos i walczy o lepsze jutro. Może kiedyś nawet ta „baba za kółkiem” stanie się po prostu kobietą prowadzącą samochód.


Ostatnio zaangażowałaś się w projekt „Na Szpilkach”, który współtworzysz z paroma dziewczynami. Opowiedz nam o nim więcej.

W ubiegłym roku zaczęłam studiować psychologię razem z cudownymi pięcioma kobietkami. Większość z nas mieszka za granicą, spotykamy się na studenckich zjazdach. Dobrałyśmy się w grupę na kursie „Metody radzenia sobie ze stresem”. Dostałyśmy za zadanie, by stworzyć projekt powiązany z tematem przedmiotu. Jedna z nas wyszła z tematem zakrzywiania obrazu kobiet w mediach społecznościach i wszystkie stwierdziłyśmy, że ten problem jest nas dotyczy i trzeba z tym walczyć. „Na Szpilkach” to strona, na łamach której dzielimy się swoimi doświadczeniami, udostępniamy ciekawe artykuły i pokazujemy, że nie jest warto gonić za wyidealizowanym obrazem siebie, warto być sobą na 100%. To media generują stres i kompleksy. Zacytuję główną ideę, którą się kierujemy tworząc ten projekt: „moje piękno jest w uśmiechu i łzach. W moim zmęczeniu i energii którą czerpię z pasji, rodziny i przyjaciół. Uczę się akceptować własne słabości i cieszyć się małymi rzeczami, którymi przepełniona jest moja codzienność”. Dorastamy z kompleksami nie dlatego, że nie jesteśmy idealne. To ktoś wymyślił dla nas kanon do którego mamy się przystosowywać. Nie musimy być idealne, mamy prawo być kim chcemy. Mam nadzieję, że nasz projekt pomoże chociaż paru kobietom i nie skończy się tylko na zaliczeniu przedmiotu. Cieszę się, że spotkałam dziewczyny, które widzą to co ja. Chcemy by każda kobieta wiedziała, że razem możemy stworzyć lepszą przyszłość i nie chodzić jak „na szpilkach” z ciągłą troską o swój wygląd.



To już taka nasza mała tradycja, ale ostatnie pytanie zawsze dotyczy ulubionego triku pielęgnacyjnego. Masz jakiś swój sposób prywatny kosme-trik?

Ostatnio mam fioła na punkcie naturalnych kosmetyków i taką nowością, którą używam i z której jestem zadowolona, to olejek z planktonu konika morskiego. Doskonale nawilża, i stosuję go zarówno do spania jak i przed makijażem.

Dziękujemy za rozmowę!