lipca 13, 2018

Niczego nie muszę udowadniać Rozmowa z Karoliną Sitkowską





Niczego nie muszę udowadniać

Rozmowa z Karoliną Sitkowską



Szczęście to stan równowagi, w którym wszystkie sfery naszego życia pozostają w harmonii. Dobra kondycja fizyczna nierozerwalnie łączy się z higieną psychiczną – dbając o jeden z wymienionych aspektów, nie możemy zapomnieć o drugim. W kolejnej odsłonie cyklu Kobiecy Element przybliżamy postać energetycznej kobiety, która o poszukiwaniu balansu życiowego może powiedzieć naprawdę wiele.

Zapraszamy do lektury wywiadu z Karoliną Sitkowską, trenerką fitness, instruktorką narciarstwa oraz zawodniczką bikini fitness, która opowiedziała nam o pracy z podopiecznymi oraz transformacji ducha i ciała. A także o perfekcjonizmie, który uczy się trzymać na wodzy.


Miłość do sportu to specyficzny rodzaj miłości – miałaś ją w genach, czy ktoś Cię jej nauczył?

Karolina Sitkowska: Wydaje mi się, że w młodym wieku miałam styczność z wieloma rodzajami aktywności fizycznej i tak już po prostu zostało. Uważam jednak, że każdy może nauczyć się kochać aktywny styl życia niezależnie od genów, płci, wieku czy warunków do uprawiania sportu.

A jak wyglądała twoja droga w tym temacie?

Sportem rodzinnym od strony taty było narciarstwo i był to też pierwszy sport, którego spróbowałam. W wieku 3 lat stanęłam na nartach... taty. Byłam na tyle mała, że nie utrzymałabym się na wyciągu orczykowym. Dopiero na górze miałam zakładane narty i szelki, żebym się zbytnio nie rozpędziła. Tata był moim nauczycielem i trenerem. Trzymał dyscyplinę, był wymagający, cierpliwy i krzyknął, kiedy trzeba było. Zawsze był wyrozumiały i tłumaczył dokładnie technikę. Dzięki niemu nauczyłam się “starego” stylu jazdy na nartach i... prędkości, a przede wszystkim miłości do sportu. W wieku nastoletnim zapisał mnie na kurs instruktora narciarstwa zjazdowego,  na który pojechał ze mną. Tam uczyłam się od najlepszych trenerów. Interesowały mnie jeszcze sporty takie jak m.in. koszykówka, siatkówka oraz tenis. W gimnazjum pokochałam taniec i próbowałam wielu jego odmian – od baletu, przez sambę brazylijską, hip-hop, jazz, house, popping, new age, sexy dance aż po afro. Swojego czasu szkoliłam się w Egurrola Dance Center, brałam udział w warsztatach tanecznych oraz obozach, a także wytańczyłam półfinał w show „Mam Talent” z grupą Tamtamitutu. Następnym etapem była zumba, czyli połączenie tańca i fitnessu, które totalnie mnie pochłonęło. Potem zaczął się mój romans z siłownią i sportami sylwetkowymi, który trwa do dzisiaj.





Pracujesz jako trener personalny, startujesz w zawodach bikini fitness, jesteś instruktorem fitnessu oraz wspomnianego narciarstwa zjazdowego. Dobrze czujesz się w roli nauczyciela?

Świetnie czuję się w roli nauczyciela i trenera, a nawet powiem więcej – nie zamierzam na tym poprzestać. Przekazywanie wiedzy to dla mnie czysta frajda i przyjemność, rzecz, z której czerpię dużo pozytywnej energii oraz motywacji. W tym roku postawiłam sobie za cel zostać szkoleniowcem i wyjść do jeszcze szerszej grupy ludzi. Szczególnie do młodych trenerów, aby pomóc im w standaryzacji ich pracy i przekazać filozofię treningu oraz pracy z podopiecznym, którą się kieruję. Ponadto jestem na etapie tworzenia autorskiego programu kształtującego kobiecą sylwetkę. Marzę o tym, aby przemawiać i przekazywać swoją wiedzę szerszej publiczności, organizować obozy i być częścią eventów treningowych. Być może stanę jeszcze na scenie w kategorii Fit Model.

Wiemy, że gotowanie to dla Ciebie nie tylko narzędzie do utrzymania dobrej formy, lecz również prywatna pasja, której z entuzjazmem oddajesz się w wolnej chwili. Preferujesz kuchnię w stylu slow i świadome wybory konsumenckie – co myślisz o nawykach żywieniowych osób, z którymi zaczynasz współpracę?

Żywienie slow nazywam pieszczotliwie „czystą michą” (śmiech). Mało przetworzona żywność najbardziej nam służy, jednak nie oszukujmy się – większość osób nie ma czasu, aby iść na zakupy i dzień w dzień przygotować wszystko samemu. Takie są realia. W mojej działalności nie chodzi o to, aby wywrócić życie do góry nogami i namawiać na zmianę pracy, bo ta nie pozwala na codzienne przygotowywanie 5 posiłków. W niektórych przypadkach może to być nawet niezdrowe, ponieważ układ trawienny zostaje kilkukrotnie obciążony, co może dla organizmu być czynnikiem stresogennym. Na 2-3 posiłkach również można zdrowo funkcjonować i czasem okazuje się, że taki system najlepiej zdaje egzamin w drodze do wymarzonej formy.





Co sądzę o nawykach osób, które do mnie przychodzą? To, że ich nie mają, albo potrzebują pomocy w uporządkowaniu wiedzy i “szumu informacyjnego”, który panuje w Internecie. Inaczej nie prosiliby mnie o pomoc. Moją rolą jest wtedy nauczyć i pomóc wyrobić zdrowy nawyk żywieniowy oraz treningowy tak, aby za jakiś czas czuli się pewni i świadomi swoich wyborów. Jestem po to, aby pomagać, a nie komplikować. Nie jestem zwolennikiem ryżu i kurczaka, pomimo tego, że paradoksalnie wywodzę się ze środowiska, gdzie taki model żywienia jest normą. Spędziłam dwa lata na restrykcyjnej diecie i moja kreatywność w kuchni nauczyła mnie kombinowania, co staram się pokazać, wymyślając przepisy i dania. Menu dla moich podopiecznych układam tak, aby jak najlepiej dopasować je do stylu ich życia oraz podnieść jego jakość. Widzę, że osoby, które zwracają się do mnie o pomoc, z biegiem czasu stają się coraz bardziej kreatywne i zaczynają szukać własnych rozwiązań kulinarnych, co bardzo mnie cieszy.

A na swoim blogu podpowiadasz i podsuwasz również gotowe rozwiązania.

Pęd życia i potrzeby moich podopiecznych skłoniły mnie do stworzenia osobnych cykli publikacji: „Fit Perełki” oraz „Śniadania białkowo-tłuszczowe na mieście”. W pierwszym z nich pokazuje w relacjach na Insta Story produkty, które pojawiły się na rynku, są nowością lub (jeszcze) mało popularne. Muszą spełniać określone wytyczne: być zdrowe i ułatwiać codzienne życie! Rola testera i medium pomiędzy tym, co dzieje się  w branży i na rynku “fit” a codziennością, bardzo mi odpowiada. W drugim cyklu wskazuję restauracje, które serwują śniadania dla osób dbających o siebie. Obalam mity związane z tym, że poza domem nie można zjeść nic dobrego. Wystarczy być świadomym i zwracać uwagę na to, co się je, bo zdrowie mamy tylko jedno. Jestem zwolennikiem śniadań białkowo-tłuszczowych z tego względu, że kortyzol w naszym organizmie rano jest na wysokim poziomie. Taki zestaw makroskładników pozwala go obniżyć i fajnie zacząć dzień. Poza tym odpowiedni tłuszcz (oraz jego ilość) bez towarzystwa węglowodanów nie dodaje nam kilogramów, a wręcz na odwrót!

Codziennie komponujesz dania na bazie naturalnych, nieprzetworzonych składników, dbasz o to, co trafia do Twojego lunch boxa i konsekwentnie trzymasz się wyznawanych zasad zdrowego żywienia. Ale nikt nie jest idealny – czy zdarzają Ci się kulinarne grzeszki? Jeżeli tak, to do jakiej „guilty pleasure” masz największą słabość?

Oczywiście, że tak! Ja przecież uwielbiam jedzenie (śmiech). Mój dziadek był piekarzem i cukiernikiem, a prawie cała rodzina to ukryte talenty kulinarne. Jedzenie ma cieszyć i sprawiać przyjemność. Kultura jedzenia, wspólne posiłki i jedzenie przy jednym stole to tradycja, którą będę podtrzymywać szczególnie w czasach nieustającego pędu. Zdrowe odżywianie i przekładanie tych tradycyjnych, ciężkich przepisów na te lżejsze to moja nowa tradycja (śmiech). Oczywiście wchodzą w to desery takie jak fasolowe brownie czy jaglane rafaello. Odżywiając się tak, jak lubię, nie mam potrzeby cheatowania codziennie, ale raz na jakiś czas pozwalam sobie na pewne grzeszki. Ważną kwestią jest również to, że trzymając czystą dietę, oczyszczają się kubki smakowe i wiele rzeczy może okazać się zbyt… słodkie! Moją bezwzględną słabością są lody (oczywiście te mało słodkie, najlepiej na bazie naturalnej śmietany czy oleju kokosowego). W następnej kolejności sernik, szarlotka oraz wszelkiego rodzaju restauracyjne słodkości np. fondue czekoladowe. A także dobra, włoska pizza na cienkim cieście. Jednak największą przyjemność sprawiają mi bardzo proste rzeczy, takie jak świeży, chrupiący, wiejski chleb z masłem i serem żółtym, pierogi ruskie mojej mamy czy placki ziemniaczane.





Nadchodzi lato, a kobiety są bombardowane z każdej strony poradami spod znaku „Zdobądź upragnione beach body w 3 tygodnie”. Czy to w ogóle możliwe? Czy masz wrażenie, że kolorowe magazyny proponują iluzoryczne, krótkoterminowe rozwiązania, zamiast promować zmianę stylu życia i nawyków żywieniowych?

To zależy od obranego celu oraz pułapu, z którego „startuje” dana osoba. Nie ma możliwości zrzucenia 10 kg w zdrowy sposób w 3 tygodnie. Osobiście preferuję zdroworozsądkowe podejście do tematu odchudzania, jednak uważam, że wdrożenie zdrowego planu żywieniowego, odpowiedniego, dostosowanego do naszych możliwości planu treningowego, odpowiednie nawodnienie, suplementacja, a przede wszystkim sen i regeneracja mogą przynieść niesamowite efekty nawet w 3 tygodnie!  Optymalny efekt w ciągu tego czasu to 3-6 zrzuconych kilogramów. 3 tygodnie wystarczą, aby polepszyć samopoczucie, zwiększyć energię, ujędrnić ciało, zmniejszyć cellulitu. Taki okres czasu to na pewno dobry start, aby się pozytywnie nakręcić i pracować nad wyrobieniem nowych, zdrowych nawyków, na co przeważnie potrzeba minimum 3 miesiące.

Co jest ważniejsze – dieta czy trening?

Przyjmuje się, że dieta to 80%, a trening to 20% sukcesu. Jednak wbrew powszechnym opiniom, jeżeli jeden współczynnik idzie nam gorzej, to nie znaczy, że efektów nie będzie – osiągniemy je tylko z wolniejszym tempem. Problem zaczyna się w momencie, gdy ciało stawia opór i nic się nie zmienia. Zauważyłam, że moi podopieczni mają najlepsze efekty, gdy wszystkie sfery ich życia pozostają w harmonii. Pomagam im dostrzec, w której sferze mają braki. Co z tego, że treningi wykonują zgodnie z zaleceniami, wdrażają nowe nawyki, a chodzą niewyspani, czy dręczy ich jakiś problem. Żyjemy w takich czasach, w których stres i nadmiar bodźców czasami wyłączają nam percepcję i trudno nam się zdystansować do samych siebie. Zdarza się, że przełomowe okazują się po prostu rozmowa i empatia. Nie działam jako psycholog, bo nim nie jestem, choć chciałam kiedyś.

Zauważyliśmy, że część osób wykazuje tendencję do popadania w skrajności – na fali mody na fitness drastycznie porzuca dotychczasowe przyzwyczajenia i popada w obsesję na punkcie ćwiczeń, zdrowej diety oraz kształtowania sylwetki. Jak odnaleźć równowagę i zachować zdrowy balans życiowy?

Temat rzeka. Sama jakiś czas temu popadłam w „zdrowy” tryb życia aż do przesady. Każdy cm mojego ciała decydował o moim dobrym lub złym dniu. Myślę, że dosięgnął mnie problem ortoreksji – w skrócie wszystko kręciło się wokół jedzenia. Rezygnowałam z wielu spotkań z rodziną i przyjaciółmi, a w święta jadłam z pudełka, aby trzymać się dietetycznych założeń. Jednak tego wymagał również sport, jakim się zajęłam. Chciałam zrobić to tak, jak należy i abym nie miała sobie nic do zarzucenia w dążeniu do obranego celu. To jest uzależniające, ponieważ lubiłam swoją konsekwencję i byłam z tego dumna. Dzięki temu wiem, że niesamowicie umocniłam swój charakter i widocznie trzeba mi było tego, aby zrozumieć, że niczego nie muszę udowadniać. Problem pojawia się wtedy, kiedy dieta przykrywa brak poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości. Dieta pomaga rekompensować te braki, a wykonany trening daję poczucie kontroli nad życiem, w którym nie zawsze się układa. Uważam, że zdrowy styl życia nie jest problemem, lecz podejście do tego. Jednak wiem, że łatwo w to wpaść i należy słuchać osób nam bliskich, które wyłapią niezdrowe zachowania, krzywdzące dla innych i nas samych. Jeżeli trening rządzi naszym życiem i wykonujemy go pomimo złego samopoczucia, stanu zdrowia, niechęci – to coś jest „nie halo". Prawdopodobnie mamy do czynienia z Triadą Atletek, czyli chorobą kobiet, które nie potrafią odpuścić. Bardzo często dotyka ona osoby ze skłonnościami do perfekcjonizmu, zdeterminowane na osiąganie celów, ambitne, konsekwentne i skłonne do popadania w skrajności. Wykazuję wszystkie te cechy i jestem tego świadoma,  co zostało potwierdzone testem, w którym brałam udział na ostatnim szkoleniu – Structurogram. W związku z tym, w mojej opinii, dla niektórych osób będzie to problem „wrodzony” i prawdopodobnie do końca życia, ponieważ wynika z pewnych cech charakteru. 





Cieszę się, że teraz mam tego świadomość i mogę pracować nad poszukiwaniem balansu. Jak go złapać? Ciągle go szukam, więc nie wiem czy znam dokładną receptę, ale jestem przekonana, iż dobrym punktem wyjścia jest spisanie kilku sfer na kartce papieru: zdrowie, praca, pasja, rodzina, miłość, zabawa/rozrywka, aktywność, regeneracja. Wypunktowanie ich w skali od 1-10 i zastanowienie się nad tym, która z rubryk jest zapełniona do maksimum, a która bliższa zeru. Następnie należy zadać sobie pytania: czy tak chcemy, czy pracujemy nad tym, aby w każdej z nich było po równo. Na końcu zapytajmy siebie, czy wtedy będzie OK, ponieważ nie da się w każdej sferze być PERFEKCYJNYM.

Wielokrotnie powtarzasz, że wyznajesz holistyczne podejście do zdrowia i życia. Podkreślasz, że aktywność ruchowa odbywa się na dwóch płaszczyznach – fizycznej i psychologicznej. Systematyczne ćwiczenia wymagają motywacji, jednak w zamian budują nasze ego oraz poczucie własnej wartości. Opowiedz o tym coś więcej.

Systematyka wyrabia nawyk. Nawyk wyrabia samodyscyplinę. Samodyscyplina buduje pewność siebie. Pewność siebie (w pozytywnym znaczeniu) potrafi przewrócić, ale też odmienić życie. Pracując z ludźmi i będąc ich towarzyszem w trakcie całej przemiany, obserwuję, jakie niesamowite zmiany w nich zachodzą. Jestem wdzięczna, że mogę być tego świadkiem i uczestnikiem. Co do ego – wydaje mi się, że albo się je ma, albo nie. Jednak jak słusznie zauważyłaś, jestem zwolennikiem holistycznego podejścia do życia, więc trzeba uważać, aby pewności siebie nie uzależnić od wykonania treningu czy realizacji w sposób perfekcyjny planu dnia, o czym wspominałam wcześniej.

Jak wygląda rutyna pielęgnacyjna w przypadku tak aktywnej osoby jak Ty? Znajdujesz czas na długie kąpiele w wannie, czy preferujesz szybki, zimny prysznic w przerwie między kawą, spotkaniem i treningiem?

Uwielbiam szybkie kąpiele, szczególnie pomiędzy dobrym treningiem a moją pracą. Są bardzo pomocne, odświeżają i dają mi chwilę odprężenia po treningu – oprócz jedzenia (śmiech). Jednak pod koniec tygodnia urządzam sobie domowe spa w wannie z pachnąca pianą, ulubionymi świecami i aromaterapią, którą zalecam również moim podopiecznym po zakończonym treningu. W piątkowy wieczór idę do sauny lub na basen i relaksuję się na leżaku, patrząc w sufit i obserwując ludzi. Kwestia regeneracji jest nieodłącznym elementem dobrej sylwetki i samopoczucia. Osoby dbające o siebie mają swoją rutynę w tej kwestii łącznie z pielęgnacją ciała.




Czy masz kosmetyki, bez których nie jesteś w stanie funkcjonować?

Do pielęgnacji twarzy używam krem-napar ziołowy i wszelkiego rodzaju naturalne wody różane, a także olej arganowy od czasu do czasu. Natomiast z kolorowych kosmetyków nie wyobrażam sobie lata bez kremu BB, a zimą lekkiego podkładu zawsze z filtrami UV. Staram się dbać o skórę twarzy również nie opalając jej, więc te kosmetyki to dla mnie must have. Ponadto tusz i błyszczyk w kolorze nude. Piękno należy wydobywać, nie zakrywać.

Dziękujemy za rozmowę!




Przydatne linki: 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz